< Agnieszka Rucińska - moje mniam: CZY MOŻNA UMIERAĆ KILKA RAZY?

piątek, 18 kwietnia 2014

CZY MOŻNA UMIERAĆ KILKA RAZY?

 Możecie być oburzeni tym wpisem i w pełni to rozumiem. Jednak warto spojrzeć na to ze strony osoby, która doznaje ostatnich drgnień serca. Przeżywamy teraz bardzo ważny czas....czas walki ze śmiercią, czas Zmartwychwstania.....

Czasami ludzie umierają kilka razy....ciężko na to bezradnie patrzeć, bezradnie, bo rodziny nie wiedzą, że robią krzywdę bliskim ratując życie choremu w tym ostatnim momencie.
Za każdym razem gdy z taką sytuacją spotykam się w pracy, potem w domu moim dzieciom przypominam (bo już wiedzą) jak mają postępować gdyby to dotknęło kogoś z nas.

Szpitalne łóżko na OIOM-mie, na łóżku pacjent, który powoli odchodzi. Lekarze wiedzą, że chory umiera, ale gdy bliscy proszą by go ratować- lekarz ratuje. Ratuje na życzenie rodziny, ale czy jest to dobre wyjście?
Niby problemem jest eutanazja, ja jednak uważam, że uporczywa wręcz terapia w stanie agonalnym przynosi choremu dodatkowe cierpienie.
Wierzcie w to lub nie, człowiek umierający ma już dość. Gdy czuje (bo to się czuje), że to już koniec czeka na ten moment z ogromną chęcią przekroczenia tej magicznej linii, ale za każdym razem gdy się zbliża i ma ją przekroczyć ściągamy go z powrotem . Nam się wydaje, że ratujemy mu życie, a tak na prawdę przedłużamy jego agonię o kolejną chwilę, godziny czy klika dni. Czy choremu jest z tym dobrze? czy cieszy się z tego, że kolejne godziny będzie leżał w bólu?
Na naszym oddziale ostatnio leżała pani Jadzia. Miała 85 lat. Było co raz gorzej. W każdym krytycznym momencie mąż robił wszystko, błagał lekarzy by ją ratować. Transfuzja krwi, podtrzymywanie lekami, wszystko po to by jej się polepszyło na kilka dni.  Potem wszystko od nowa....
Kobieta jęczała w bólu, nie mogła oddychać.....
Jej agonia trwała miesiąc.....miesiąc umierania kilka razy.....
Po tym czasie jej ciało wbrew wszystkiemu zaczęło umierać. Skóra pękała i rozchodziła się przy każdym dotyku,  ulatniał się nieprzyjemny zapach zgnilizny z otwartych ran....kobieta zaczęła rozkładać się żywcem.
 Nie mogłam patrzeć już na męki tej pacjentki. Rozmawialiśmy z jej mężem, wręcz prosiliśmy by pozwolił jej odejść, tłumaczyliśmy, że więcej miłości okaże gdy zaniecha tych wszystkich czynności reanimujących. Nie pomogło.
Bity miesiąc kobieta odchodziła kilka razy, leżała z błagalnym wzrokiem w bólu rozkładając się.

Takich sytuacji jest bardzo dużo. Nie umiem się uodpornić, za każdym razem przeżywam to od nowa.

DLACZEGO TAK SIĘ DZIEJE?
Rodziny nie wytrzymują napięcia związanego z opieką nad odchodzącym bliskim. To normalna reakcja. Nawet jeśli ludzie wiedzą, że walka o życie chorego jest już przegrana, to gdy dochodzi do zatrzymania krążenia albo innych perturbacji zdrowotnych, nie są na to przygotowani. Więc chwytają za telefon i dzwonią na pogotowie. A gdy przyjeżdża karetka, żądają, by natychmiast przewieźć chorego do szpitala. Czasem udaje się ich przekonać, że to nie ma sensu. Pacjent wtedy umiera spokojnie w domu. A można sobie wyobrazić, co by było, gdyby jednak trafił do szpitala. Umierał by bardzo długo.

Boli mnie, kiedy za wszelką cenę ratuje się pacjentów, dla których wyczerpały się już możliwości terapeutyczne. I wszyscy o tym wiedzą, zarówno lekarze, jak i krewni. Uważam, że w takiej sytuacji dalsza uporczywa terapia jest nieetyczna. Nieetycznie zachowuje się rodzina, bo wymusza na lekarzach leczenie, ale przede wszystkim nieetyczni są lekarze, bo ulegając tym żądaniom, skazują chorego na dodatkowe cierpienia.
Boimy się śmierci, to naturalne. Jednak nie bójmy się rozmawiać o tym, przygotowywać się psychicznie, przygotować się wspólnie z rodziną.
Czasem odnoszę wrażenie, że takie sytuacje to czysty egoizm...egoizm bliskich, którzy chcą mieć czyste sumienie, że zrobili wszystko do ostatniego uderzenia serca by "ratować". Dla czystego sumienia przedłużają męki chorego.
Moja mama chorowała na raka krótko, bo zaledwie 5 miesięcy. Jednak przez ten czas dużo o tym rozmawiałyśmy. Obie wiedziałyśmy, że nic już nie można zrobić. W ostatnim dniu gdy trafiła na OIOM neurologiczny, ordynator powiedziała mi i tacie, że to już koniec i że mama nie dożyje jutra. Tacie ciężko było, prosił by mamę intubować, ja się nie zgodziłam. Wiedziałam, że wystarczy tylko tlen w masce i duża dawka morfiny by mama nie cierpiała i tak też doktor zrobiła.
 Niektórzy próbowali obarczyć mnie wyrzutami sumienia, że jestem córką bez serca, że nie ratuję matki. Trudno, to ich zdanie i tego nie unikniemy.
Siedziałam przy mamy łóżku do północy, łzy mi kapały po policzkach ale cieszył mnie jej błogi spokój wywołany lekami i uśmiech na twarzy. Patrzyła na mnie i trzymając mnie za rękę. Uścisk się powoli rozluźniał.
Po pólnocy ucałowałam mamę mocno, szepnęłam jej do ucha, że bardzo ją kocham i poprosiłam by czuwała zawsze nad nami...poszłam do domu płacząc ale jednocześnie mając świadomość, że już jutro jej nie zobaczę na szpitalnym łóżku. Dlaczego wyszłam z oddziału? bo wiedziałam, że przy mnie może nie będzie chciała odejść. Nie myliłam się...chwilę później mama zmarła. 
Przez ten czas modliłam się mocno do Boga prosząc by przyjął ją do siebie, bo już czas, a jeśli nie to by dał jej siłę zwalczyć samej chorobę. Bóg mnie wysłuchał. 
Możecie mnie jak inni uznać za wyrodną córkę ale nikt mnie nie przekona do  tego by w takich chwilach reanimować chorego i przedłużać mu męki. Tylko ja i moja mama wiemy, że dobrze zrobiłyśmy.

Ze śmiercią często się spotykam, wiele osób zmarło przy mnie, widziałam wiele sytuacji zachowań rodzin.
Ciężko przygotować się do tego wszystkiego, ale łatwo zauważyć objawy, czy to u chorego czy u człowieka starego, że ten koniec już nadszedł. Trzeba się z tym pogodzić.
Ludzie mają szeroko zamknięte oczy i nie dostrzegają tego skupieni tylko na pojedyńczych symptomach i na sobie.

Czy Wy sami chcielibyście umierać kilka razy gdyby doszło do takiej sytuacji? nikomu tego nie życzę.

W tym czasie pełnym przemyśleń o śmierci i o Zmartwychwstaniu , w czasie gdy przeżywamy tak bardzo ważne święto dla naszej religii
życzę Wam spokoju, zatrzymania się przez chwilę i przemyślenia tego wszystkiego co robimy w życiu, życzę Wam możliwości wykorzystania każdej sekundy w życiu w racjonalny i radosny sposób....
bo dopiero gdy nadejdzie śmierć jednoczymy się i często żałujemy, że życie jest tak krótkie, żałujemy, że nie wykorzystaliśmy wspólnego czasu dla naszych bliskich, żałujemy, że postąpiliśmy tak a nie inaczej...

WESOŁEGO ALLELUJA! NIKT NIE WIE JAK NA PRAWDĘ JEST PO ŚMIERCI, ALE NIE BÓJMY SIĘ TEGO TEMATU, NIE BÓJMY SIĘ KOŃCA





43 komentarze:

  1. Powinnaś się wstydzić poruszając taki temat. Nie rozumiem jak można nie ratować życia człowieka, nie rozumiem także twojego podejścia i tego że nie ratowałaś własnej matki? Przepraszam, ciężko mi to pojąć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. droga koleżanko anonimko spod Łodzi, jak będziesz kiedyś w takiej sytuacji to spojrzysz na to z innej perspektywy

      Usuń
  2. ...a ja rozumiem doskonale... chociaż nie wiem jak ja bym się zachowała w takiej sytuacji...
    Dzięki Bogu nikt z moich bliskich nie choruje tak ciężko, i nie musiałam się zmagac z tymi tematami...
    A co do ostatniego zdania, to wiemy jak będzie TAM, po drugiej stronie :) Będzie pięknie! Tak pięknie jak nie jesteśmy sobie w stanie tego wyobrazic :) Tak jest napisane w Piśmie Świętym, i ja tego się trzymam :) Cytuję (pewnie nie do końca dokładnie, bo nie wszystko znam na pamięc ;) ) "Czego oko nie widziało, czego ucho nie słyszało, to przygotował tym, którzy Go miłują" :)
    Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie napisałaś, w życiu jedno jest pewne że każdy z nas umrze, myślę że po drugiej stronie jest nowe jasne życie. Wesołego Alleluja dla Ciebie i Twoich bliskich , smacznych bab i mazurków życzę i buziaki zasyłam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Aguniu przeraziłam się troszke - no takie wpisy mnie trochę irytują - jeszcze raz życzę tobie oraz twej rodzinie wszystkiego dobrego zdrowych i spokojnych świąt Marii z rodzina

    OdpowiedzUsuń
  5. Staram się żyć tak aby w każdej chwili być gotowym na odejście. I chciałabym szybko odejść, nie ze względu na ból ale aby nie robić kłopotu rodzinie. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Głębokie osobiste przemyślenia i uwagi! I trochę rozumiem Cię, bo przeżyłam podobne bolesne doświadczenia ze śmiercią mojego Ojca, prosił, by Bóg zabrał go jak najszybciej do siebie! Czy świat głęboko chorego przewartościowuje się , że pragnie śmierci i tylko my nie potrafimy tego zrozumieć?Życie i śmierć , to wielka tajemnica! Pozdrawiam i życzę dobrych , spokojnych Świąt i radości z wciąż odradzającego się życia!

    OdpowiedzUsuń
  7. Popłakałam się, podziwiam szczerość i przemyślenia z którymi się identyfikuję, spokojnych, wspaniałych Świat - :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam dokładnie takie samo zdanie na ten temat, co Ty. Ale wiem, że niewiele jest ludzi, którzy myślą podobnie.
    Wesołych Świąt.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam podobne zdanie na temat umierających nieuleczalnie chorych. Przeżywałam śmierć mojego taty, a potem mamy. W ciężkich chwilach prosiłam Boga, żeby już skrócił ich cierpienia.
    Mimo smutnego tematu, życzę wesołych i zdrowych Świąt Wielkanocnych.

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozpłakałam się.
    Wiesz, co. Ludzie nie każą ratować chorego świadomie. Po prostu nie są przygotowani na śmierć bliskiej osoby i nie chcą się rozstać. Nie dopuszczają, że ktoś umiera tak szybko.
    Ja chce żyć, ale momentu śmierci jestem bardzo ciekawa. Z jednej strony mamy obietnicę życie w Biblii, z drugiej Buddyzm mówi o odrodzeniu i karmie. COŚ tam w Kosmosie, w innym wymiarze jest.

    OdpowiedzUsuń
  11. bardzo to szczere i osobiste. Ale i mądre wg mnie,bo mam zdanie podobne. Wiele momentów w zyciu zasługuje na zwykły spokojny koniec. Nie tylko smierc ale tez rozstania. Wszystko jest bolesne gdy nas dotyka, gdy musimy stawić temu czoła.
    Spokojnych Świąt Aga i Twojej rodzinie także. Alleluja

    OdpowiedzUsuń
  12. Tekst naprawdę dający dziś do myślenia.Odpowiedni na tę chwilę
    Z opinią Twoją zgadzam się.Równiez na niwie zawodowej widzę tragizm i niestety egoizm bliskich w tych ostatnich momentach.Pisze egoizm z pełną świadomością.Kazać reanimować chorego w ostatnim, agonalnym już statium to egoizm.Patrząc przez wiele miesięcy jak nasz najbliższy traci wszystko co ludzkie, kiedy cierpienie odejmuje mu godność, to upodlenie a nie miłość.Miłością jest to co napisałaś-pozwolić z szacunkiem,w ciszy i jak najmniejszym bólu odejśc z tego padołu.
    Może gdybym pracowała gdzie indziej, może gdym nie widziała tego co widzę, zdanie było by inne, jak każdego laika.Łatwo wyraża się opinie nie mając swoich w tym temacie przeżyć
    Wesołego Alleluja i pogody ducha:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Będąc tolerancyjną osobą rozumiem ludzi nie dających rady psychicznie pogodzić się a takimi faktami. Zwłaszcza ,że dotyczy to najczęściej ich najbliższych.
    Zgadzam się jednak absolutnie z tym co Tu napisałaś. Masz absolutną rację.
    Spokojnych Rodzinnych Świąt.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ciężki temat, ale chwila odpowiednia by pomyśleć i rozważyć ....
    Pogodnych Świąt wielkanocnych

    OdpowiedzUsuń
  15. Dziękuję za życzenia i również życzę Wesołych Świąt w rodzinnym gronie:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Agnieszko moim zdaniem dobrze zrobiłaś pozwalając mamie odejść. Miałam podobna sytuację i wiem co to znaczy :(

    Mimo wszystko Smacznych Świąt Ci życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Aguniu,ciężki temat poruszyłaś i cenne jest to ,że śmiało wyraziłaś swoje zdanie.
    Podziwiam Twoją siłę,ja po jednym dniu uciekłabym z takiej pracy.Ale to dobrze,że odpowiednie osoby pracują w odpowiednich miejscach.
    Pogodnych Świąt !

    OdpowiedzUsuń
  18. TAK MĄDRZE I ODPOWIEDZIALNIE PISZESZ O TAK BOLESNEJ DLA KAŻDEGO SPRAWIE

    ,WIEM COŚ O TYM O TYM.
    JAK JEST TRUDNO .
    JAK TO STAJE SIĘ WRĘCZ - ŚMIERCIĄ NAS SAMYCH .
    WIELU ODESZŁO PRZY MNIE ,ALE CI NAJBLIŻSI ..... MÓJ KOCHANY DZIADZIO - BYŁAM ZA MŁODA I NIE OGARNIAŁAM DO KOŃCA ,ALE BOLEŚNIE ODCZUWAŁAM ,MÓJ TATO ,INSZA INSZOŚC .
    PRZY KOCHANEJ BABUSZCE ZWARIOWAŁAM TOTALNIE I TAK NAPRAWDĘ W PANICE PRZERWAŁAM ŚMIERC W MOICH RAMIONACH ,W MIEJSCU TAK PRZEZ NIĄ UKOCHANYM I NA CHWILĘ PRZENIESIONA ZOSTAŁA DO SZPITALA ,GDZIE TAK NA SIŁĘ ,MOMENT .CHYBA TYLKO DLA MNIE ŻYŁA JESZCZE PRZEZ CHWILĘ .
    Z MOJĄ MAMUSIĄ BYŁO INACZEJ ,TYLKO DWA I PÓŁ MIESIĄCA NA POWIEDZMY PRZETRAWIENIE WIADOMOŚCI ,ŻE PIĘKNA I JESZCZE TAKA MŁODA KOŃCZY ŻYCIE .BEZ MOŻLIWOŚCI NA JEDEN DZIEŃ WIĘCEJ !!!, MOJA MAMA - BÓL
    KOSZMAR ,KTÓREGO NAWET NIE MOŻNA OPISAC SŁOWAMI .
    WBREW SOBIE POZWOLIŁAM ODEJŚC W SPOKOJU ,PRZY MNIE ,TRZYMAJĄC ZA RĘKĘ .WE WŁASNYM DOMU .
    Z JEDNEJ STRONY WIEM ,ŻE TO NAJLEPSZE CO MOGŁAM ZROBIC , Z DRUGIEJ ,ŻE MOGŁAM WIĘCEJ ,A MOŻE JESZCZE COŚ MOŻNA BYŁO ZROBIC ?
    TYLKO CO ?
    POZWOLIC ,ŻEBY UKOCHANI UMIERALI CODZIENNIE ? DLA NASZEGO <>SAMOPOCZUCIA CZY CZEGO INNEGO ?
    DO TEJ PORY JESTEM ROZDARTA .
    TA MĄDRZEJSZA CZĘŚC MNIE MÓWI ,ŻE TO JEST NAJLEPSZE ROZWIĄZANIE ,TAKIE KTÓREGO JA CHCIAŁABYM DOŚWIADCZYC


    ANONIMOWY -PIERWSZY WPIS -
    TRZEBA ZROZUMIEC I MIEC SWIADOMOŚC CZYM JEST ŚMIERC I CHOROBA NIEULECZALNA .KIEDY NIE MOŻNA JUŻ NIC !!!!! ROZUMIESZ ? NIC !!!.I JESZCZE RAZ NIC !!!!
    W TYM WYPADKU TO JEST NAJWYŻSZY POZIOM CZŁOWIECZEŃSTWA - POZWOLIC ODEJSC UKOCHANEJ OSOBIE
    MYŚLISZ ,ŻE TO TAK ŁATWO ? JAK MOŻESZ MÓWIC NIE CHCIAŁAŚ RATOWAC SWOJEJ MATKI !! ?- TO CIOS PONIŻEJ PASA .WSTYD !


    SPOKOJNYCH ,PEŁNYCH MIŁOŚCI ,RODZINNYCH ŚWIĄT DLA CIEBIE I TWOICH BLISKICH AGUŚ

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki anonim nie zrozumie jeśli sam tego nie doświadczył. Dzięki

      Usuń
  19. Radosnego Alleluja Aguś !
    buziaczki i... nie jesteś zwyrodniałą córcią... na pewno NIE

    OdpowiedzUsuń
  20. Wiem o czym mówisz. Znam wiele cierpiących ponad siły osób, które proszą o rychłą śmierć.
    Bóg jest Dawcą życia i Panem śmierci. Kto nie był z chorą terminalnie osobą, niech nie udaje bohatera, bo cierpienie zmienia diametralnie postawy. Oby nikt nie musiał się zmagać z takimi dylematami...

    OdpowiedzUsuń
  21. Pięknie napisałaś; piękna prawda. Sama przeżyłam podobne chwile z teściową która była mi bliska jak matka. Umierała w domu, bo nie chcieliśmy aby odeszła na szpitalnym łóżku. Ostatniej nocy podziękowałam jej za wszystkie wspólnie spędzone chwile; siedziałam do 10 trzymając ją za rękę. Później zastąpiła mnie kuzynka. Nie zdążyłam dojść do przystanku, gdy kuzynka zadzwoniła z informacją, że mama odeszła. Ja wierzę, ze ona widzi mnie i nade mną czuwa. Bardzo ją kochałam i bardzo mi jej brakowało. Teraz gdy jestem w drugim związku i mam nową rodzinę, cały czas mam ją w sercu.
    Osobiście również nie chciałabym aby najbliżsi ratowali mnie za wszelką cenę, bo osoba śmiertelnie chora wcale nie chce być ciężarem dla innych. I ja właśnie tego chcę. Moi najbliżsi też to wiedzą.
    Spokojnych Świąt

    OdpowiedzUsuń
  22. Pięknie napisałaś; piękna prawda. Sama przeżyłam podobne chwile z teściową która była mi bliska jak matka. Umierała w domu, bo nie chcieliśmy aby odeszła na szpitalnym łóżku. Ostatniej nocy podziękowałam jej za wszystkie wspólnie spędzone chwile; siedziałam do 10 trzymając ją za rękę. Później zastąpiła mnie kuzynka. Nie zdążyłam dojść do przystanku, gdy kuzynka zadzwoniła z informacją, że mama odeszła. Ja wierzę, ze ona widzi mnie i nade mną czuwa. Bardzo ją kochałam i bardzo mi jej brakowało. Teraz gdy jestem w drugim związku i mam nową rodzinę, cały czas mam ją w sercu.
    Osobiście również nie chciałabym aby najbliżsi ratowali mnie za wszelką cenę, bo osoba śmiertelnie chora wcale nie chce być ciężarem dla innych. I ja właśnie tego chcę. Moi najbliżsi też to wiedzą.
    Spokojnych Świąt

    OdpowiedzUsuń
  23. Ciężki temat dający powód do wielu przemyśleń. Ale zgadzam się w pełni z Tobą i Twoją decyzją.
    Życzę Tobie i całej Twojej rodzinie zdrowych, radosnych i rodzinnych Świąt Wielkanocnych :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Ładnie napisałaś, w pełni rozumiem i pochwalam Twoją decyzję, jaką podjęłaś w stosunku do swojej mamy. Cieszę się, że jest coraz więcej ludzi z takim podejściem do życia-śmierci.
    Serdeczności posyłam:)
    ..miło mi, że drewniane guziki się podobają:)

    OdpowiedzUsuń
  25. Z okazji Świąt Wielkanocnych życzę Tobie i Twoim bliskim
    Jaj przepięknie malowanych,
    Świąt słonecznie roześmianych,
    W poniedziałek dużo wody,
    Zdrowia, szczęścia oraz zgody.

    OdpowiedzUsuń
  26. Zgadzam się w 200%! Widziałam, jak umierał Tato. Jak dowiedziałam się, że już odszedł, pierwszą myślą było: "Dzięki Ci, Boże, że już po wszystkim!" Nie zrozumie tego ten, kto z tym się nie spotkał. Z jednej strony wszyscy (no prawie wszyscy) krzyczą, że człowiek nie ma prawa brać na siebie rolę Boga. Z drugiej Ci sami wyskakują z hasłem "jak można nie ratować życia?" Niestety, w takich sytuacjach, jak Ty opisałaś, nie da się tego wyodrębnić. Lekarz bierze na siebie rolę Boga, ratując tego, komu czas odejść (komu Bóg daje odejść!), a i rodzina, prosząc o to lekarza, porywa się z motyką na słońce. Nie rozumiem tego. My, bez umiaru kochając swoich odchodzących bliskich, skazujemy ich na niewiarygodne cierpienie. To dopiero Ci miłość! Ja osobiście takiej miłości nie chcę. Wczoraj akurat, jak zebrała się cała moja rodzina, rozmawialiśmy o tym. Jest problem w określeniu tej ostatniej chwili, za którą ratowanie już nie ma sensu. Na ten temat może być ogrom spekulacji. Tego nie unikniemy. Ale jednak wtedy, gdy nie ma nawet odrobiny szansy... okażmy miłość miłosiernie. Jesteś dzielna, i myślę, że Twoja Mama jest Ci bardzo wdzięczna.

    OdpowiedzUsuń
  27. Ago, nie można się absolutnie oburzac na to co napisałaś. Trudny temat, ale zbywanie go milczeniem niczego nie zmieni.
    Podziwiam Cię za jego poruszenie.
    Alleluja !

    OdpowiedzUsuń
  28. WITAM.! Pani Agnieszko tak to prawda trzeba pozwolić odejść, osoba umierająca zna ten czas. Towarzyszyć ale nie przeszkadzać w zmaganiu się z odejściem. Pozdrawiam i dziękuję...mama Aldi..
    Śmierć,to słowo,
    które bolesny cios zadaje
    kończy się życie
    kończy się świat...
    tylko pustka
    tylko żal w duszy zostaje
    a w sercu wieczny ślad.
    Teraz drogami Boga Ojca kroczysz
    na polanach boskich biegasz
    na nasze zło przymykasz oczy
    smutno ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. piękne słowa, cudowny wiersz....ma Pani rację, trzeba się z tym pogodzić ale w sercu zostaje wieczny ślad i pustka

      Usuń
  29. Nie wiem jak to się stało,że do tej pory do Ciebie nie trafiłam.Poruszyłaś bardzo trudny temat,bo z jednej strony "dopóki chory oddycha jest nadzieja",a z drugiej....wiemy,że nadzieja umiera ostatnia:(

    OdpowiedzUsuń
  30. Już jest po świętach, ale temat aktualny. Wiem jak mi było przykro gdy nie mogłam pomóc Mamie.. Mogłam tylko patrzeć. Sama jestem b.poważnie chora i tak jak i Ty oświadczyłam całej rodzinie, że maja mnie na siłę nie ratować. Mam nie operowalnego guza na otrzewnej. Teraz jest spokój i dzieki Bogu jak na razie nic mnie nie boli. Ale co będzie dalej??? Czas pokaże.
    Życzę wszystkim a Tobie szczególnie wszystkiego co najlepsze, dobrego zdrowia, dużo optymizmu i poczucia humoru bo to znacznie ułatwia życie. - Izabela

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iza, na wiele rzeczy nie mamy wpływu ale jedno czego jestem pewna to to, że niezależnie od tego co się dzieje trzeba szanować każdą sekundę w życiu i żyć tak by nas dobrze wspominali. U mnie w domu temat śmierci nie jest tabu, rozmawiam o tym i z dziećmi i z mężem. To normalna kolej rzeczy i mam nadzieję, że w ten sposób każdy będzie gotów gdy nadejdzie taka chwila gdy trzeba będzie się pożegnać. Masz rację, poczucie humoru pomaga i ułatwia przebrnąć przez wiele trudów. To tego tematu też można podejść z uśmiechem

      Usuń
  31. Dziekuje , ze napisalas taki piekny i madry tekst, rozumiem CIE BARDZO DOBRZE, moja Mama chorowala na Alzhaimera, b. ciezka choroba i kiey odeszla, mialam bardzo mieszane uczucia, z jednej strony, zle sie czulam, ze odeszla, zostalam sama, ale z drugiej strony odczulam ulge, ze juz sie nie meczy, ze nie jest ROSLINA, i ze odeszla do lepszego swiata, cale zycie byla bardzo aktywna, pomagala wielu ludziom ,pacjentom, byla lekarzem, ale z koncem swego zycia, stala sie jak przestraszonedziecko, ktore nie poznaje najblizszych, jeszcze raz gratuluje napisania ww postu, pozdrawiem serdecznie i cieplo, nie jestes wyrodna corka, na pewno patrzy na Ciebie z gory i mysli, ze madrze i dobrze zrobilas,pa, pa, ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, pracuję na oddziale z pacjentami onkologicznymi ale też z ludźmi chorymi na Alzhaimera i ciężko patrzeć na nich, którzy przez lata żyją we własnym świecie. To podła choroba trwająca długo. Moi pacjenci są w różnym stadium, z niektórymi mogę odbywać zajęcia terapeutyczne, bo ich psychika jeszcze nadąża. Jednak są tez tacy, którzy od kilku lat leżą powykrzywiani od przykurczu mięśni, bezkontaktowi i biedni. Nie wiem czy są nieświadomi, ja z nimi normalnie rozmawiam. Wydaje mi się, że wszystko słyszą tylko nie potrafią tego okazać, bo ich ciało nie reaguje. Dziękuję Ci i pozdrawiam

      Usuń
  32. Dziękuję Wam, że pomimo trudnego tematu jednak chcecie o tym rozmawiać. Nie bójmy się mówić o śmierci, bo to nieuniknione

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam serdecznie i dziękuję za miłą wizytę